poniedziałek, 31 stycznia 2011

Niewolnik piękna





 





Dla kolekcjonerów coverów przeboju Tima Buckley'a Song to the Siren to nowa okazja. Świeży jeszcze album Bryan'a Ferry Olympia objawił się z kolejną wersją tego utworu. I choć w międzyczasie wydano ich kilka,  przy całym szacunku do Ferry'ego i wedle mojej opinii chyba jednak żaden nie przebije pierwszego z nich, tego oczywiście w wykonaniu This Mortal Coil. No ale w zasadzie dla tego albumu to zaledwie tło bo jego wydanie deluxe przypomina o tym, że to Bryan  w jak najbardziej 'bryanowskim' stylu tylko kobiety wokół niego już jakby nie te. Promocyjny boom wprawdzie za Panem ale, że stale jestem w aurach niebieskiego wracam do jego londyńskiego mieszkania i nawiązuję do tematu. Poza tym sporo tu z bohemy Charleston. I może to zasługa naszych kochanków, Vanessy Bel i Duncana Granta,  jacy wśród innych,  równie cennych kolekcji trafili pod skrzydła jak oni 'niewolnika miłości', a może to zwyczajnie kwestia dość swobodnego stylu jaki w końcu od lat uzewnętrznia Bryan w swojej elegancji.
Esteta, hedonista, wrażliwiec. Ogólnie - Miłośnik. Z wiekiem chyba coraz bardziej nasycony w subiektywnym odczuciu muzycznym choć za to nienasycenie uwielbiałam nonszalancje "Boys & Girls" czy teatralnej "Mamouny". No ale, że czas z biegiem spełnia (albo i nie), zanika wspólna częstotliwość emocji choć to, co niezmienne i pozostaje zawsze ponad, to wrażliwość na styl. Dlatego nie sądzę, abym dziś bez subtelnego uśmiechu w stronę tego Pana minęła go na ulicy, nie sądzę ...

































Zdjęcia: Alexia S 




więcej: The City Squire, WSJ, grudzień 2010



wtorek, 25 stycznia 2011

Prywatny świat YSL

Bogactwo i obfitość kolekcji Yves Saint Laurent'a oraz jego partnera Bergé’a dowiodła kwota sprzedaży, bijąc tym samym rekord europejskich aukcji Domu Christie i sięgając 483,8 milionów dolarów. Ponad 30 tysięcy ukochanych dzieł trafiło po śmierci projektanta pod młotek po tym jak zdekompletowano je z ich siedmiu domów i wystawiono w paryskim Grand Palais w lutym 2009 r.
Zatrzymuję się przy tym jednak nie z powodu liczb ale kilku kolejnych ujęć oryginalnego Orientu tym razem z ich paryskich wnętrz oraz dla odmiany - marokańskich. Tych ostatnich, choć nie w temacie, trudno jednak sobie odmowić z kolorystycznych, a jakże, powodów  ;)
























 Zdjęcia: Ivan Terestchenko, The Private World of Yves Saint Laurent & Pierre Bergé, 2009

niedziela, 23 stycznia 2011

Niebieski


Natura.
Kiedyś występował tylko w postaci naturalnej lub organicznej. Pozyskiwany ze skruszonych azurytów lub przez rozdrobnienie i oczyszczenie skał zawierających minerał ultramaryny a także z rośliny indygo (indigofera tinctoria) od starożytności stanowił niezwykle drogi i poszukiwany pigment, jaki z domieszką bieli i przez skojarzenia wywołane barwą zwany był później błękitem królewskim. Godny tej nazwy niewątpliwie, zastrzeżony był dla władców, bogów i wszelkich religijnych przedstawień. Dziś często zwany kobaltem, a że to kolor jeansów może delikatnie sugerować upadek starych tradycji, no ale czy nie dokonała tego powszechność pigmentu w chwili stworzenia jego syntetycznej odmiany?
Okey, niebieskiego szału odsłona pierwsza. Daję upust skłonności jaka trwa od jakiegoś czasu i zwraca moją uwagę wszędzie tam gdzie blue odcienie ściągają swoją paletą. W niebieskim więc teraz 'wyżyję się', blisko szafiru. I nie może być tak, że się nic nie dzieje. Dynamiczne tekstury z domieszkami pochodnych  grają mocniej i inspirują a w ich zakresie można swobodnie się przemieszczać i koordynować. Potem będą błękity przecierane srebrem, metaliczne odcienie co je wzmacniają grafitowe akcenty lub odwrotnie - metaliczny grafit. Z kilkoma kroplami Paryża lub Prus. Zieleń niekoniecznie choć może w ciemnej, głębokiej odmianie ze szlachetną patyną. W osobnym zestawie, jaki wiedzie w stronę  odcieni morskich i słońca, prosto na południowo-zachodnie wybrzeża Włoch gdzie paleta barw wody i gra świateł odpręża mózg, lekko zatraca w lazurowym obłędzie i odbija w sobie bezkres spokojnych błękitów nieba.




                            Sodalitowe głębie                                                                    Azuryty...




...które od lat u mnie wywołują skojarzenia zbliżeń satelitarnych zdjęć Ziemi
(nota bene niebieskiej planety) bądź nawet samego kosmicznego pochodzenia











Fusing (z użyciem pigmentu turkusowego i farby bomblującej)







 Lazurowe groty Capri oraz  Vico Equense 
tyle, że tu wody słyną z odcieni szmaragdu









ceramika








Lapis lazuli (lazuryt)







Sodalit zwany 'kamieniem niebios' z uwagi na swą przepiękną, niebieską barwę
lub też 'kamieniem mądrości'.  Podobnie jak lazuryt używany był w stanie
sproszkowanym jako cenna farba malarska -  ultramaryna naturalna.
Przykład ultramarynowego nieba z kaplicy Scrovegnich w Padwie poniżej.






Giotto, fragment fresku, 1303-1305




sobota, 15 stycznia 2011

Malowane ogrody chinoiserie




 





Chińszczyzna dziś kojarzy się najczęściej z czosnkiem, by nie rozwijać tematu. Kiedyś jednak Chiny inspirowały o wiele wytworniej i to właśnie wtedy ku przewrotności historii były masowo podrabiane przez Europę a proceder trwał nawet przez kolejne stulecie. W tamtym czasie bowiem Japonia, Chiny wraz z krajami Azji stały się terenem intensywnych eksploracji albowiem jedwab, barwniki, laka, czy porcelana były wówczas absolutnie fashionable. Poza tym miało to ogromny wpływ na ówczesnych projektantów i rzemieślników jacy w myśl nowej mody tworzyli odrębne wzornictwo, przetwarzając elementy orientalnej sztuki i na stałe wprowadzając do kanonów nowy, artystyczny miks.
Chinoiserie była domeną XVIII w. jednak to wcześniejsze stulecie przeciera pierwsze szlaki i inauguruje kontakty handlowe, jakie ostatecznie w wyniku fuzji smaków Wschodu i Zachodu eksplodują niezależnym stylem ok. połowy XVIII w. zaczynając od Francji i Ludwika XIV by następnie rozgościć się w całej zachodniej Europie, docierając także do Polski, ot chociażby dzięki Sobieskiemu. A, że ze sztuki tego czasu wyłoniło się frywolne rokoko, chinoiserie stała się ulubionym motywem tego okresu jaki wchłonął Orient ku uciesze rozbawionej arystokracji. Lokowane w jasnych pomieszczeniach przeważnie damskiej przestrzeni, niezwykle drogie, ręcznie malowane tapety zdobiły teraz ściany łazienek, garderoby czy saloniki, do tego meble z Kantonu z dodatkami lokalnych twórców jak np. Chippendale, który właśnie promował swój znamienny styl i jeszcze kropla oryginalnej herbaty spijanej z chińskiej porcelany... Wszystko dopełniało tajemniczej urody wnętrza, przebogate i kuszące przejrzystością jak pożądane przez panie emalie, których gładkie powierzchnie były szczytem ich spełnienia toteż nie dziwi fakt, iż z uwagi na koszt niejednokrotnie jako podarunek stawały się odpowiednikiem cennego klejnotu. I pomyśleć, że gdyby nie Chiny i nie ten fakt znamienne dla kultury 5 o'clock nigdy by nie zaistniało. To właśnie "picie herbaty" stało się głównym towarem sprowadzonym w owym czasie z Chin a zapotrzebowanie kreowała 'dobrze wychowana' socjeta (a jakże). Ona to również wskrzesi styl po chwilowym spadku zainteresowania na rzecz Turcji oraz Egiptu i ponownie zapewni mu godną pozycję 100 lat później. Modernizm już dopieści wnętrza zdominowane teraz awangardową i śmiałą czernią, szkarłatem lakierów i złotem, sącząc z filmowych scen odrobinę duszny choć tajemniczy urok szalonych lat 20-tych i 30-tych zeszłego stulecia.
A, że mnie niebiesko jest i metalicznie z amarantem w odbiciu, puszczam temat i dopełniam ogrodowej aury w blue nastrojach gdzie zwiewne rokokowe arty, róże i bujność wszelka odświeża, wycisza, oczyszcza...










Poniżej Claydon House, wzorcowa chinoiserie z uwagi na czas powstania oraz kunszt. Późniejsze realizacje tj. np. Królewski Pawilon w Brighton to już epoka georgiańska jaka fascynację Wschodem zaszczepiła nawet u bogatych mieszczan, tak iż chińskich gabinetów, pokoi można by tu było znaleźć jeszcze trochę ale wszystkie pochodzą głównie z okresu przełomu lub początku wieku XIX. W Claydon House wystrój został zaprojektowany w 1769 r. a jego autorem jest rokokowy rzeźbiarz Luke Lighfoot. Do dziś zachowały się koordynaty oryginalnych tapet oraz tkanin z charakterystycznymi dla chinoiserie bogatymi złoconymi zdobieniami. Do 1956 r. dwór był dziedziczną własnością rodziny Verney, która następnie przekazała go National Trust. Dziś znany najbardziej nowożeńcom z racji imprez ślubnych i popularnych sesji oraz jako centrum konferencyjne. Jacyś chętni?

























Chińskie kolekcje tapet to wyjątkowo piękne, ręcznie malowane serie jakie wywodzą się z klasycznych już tematów związanych z naturą. Skalne krajobrazy, fantastyczne ptactwo, egzotyczna roślinność, mandarynkowe sady, pagody, smoki i feniksy to typowe motywy jakie zdobiły chińskie wnętrza Europy XVIII w. Fantazyjne kompozycje, lekkość, hedonizm. Stonowane bogactwo form i detali jakie wzbogacone grą kolorów i metalicznych poświat nadawały wnętrzom specyficznej głębi i nieprawdopodobnej, bajkowej wręcz aury, mnie osobiście szalenie inspirując.

Dziś jest już sporo manufaktur jakie specjalizują się w oryginalnych XVII i XVIII-wiecznych technikach ręcznego malowania tapet w stylu chinoiserie, z których bez wątpienia najbardziej znaną jest de Gournay. Warto nadmienić, iż dzisiejsze tapety są wykonywane dokładnie w tej samej technice jaką stosowano w XVII i XVIII w. z użyciem tych samych metod i materiałów. Niejednokrotnie podłożem jest ręcznie wykonany papier Xuan, którego początki sięgają starożytnych Chin. Ponadto do malowania wykorzystuje się bambusowe pędzle z naturalnego włosia (m.in. świńskiej szczeciny) oraz oryginalne pigmenty. Cały proces przygotowania oraz stworzenia klasycznego floralnego motywu zajmuje nawet trzy lata, co tłumaczy spore koszty związane z zakupem (za 3 m rolkę można zapłacić ok. 1,5 tys. funtów).







de Gournay i fragment (po prawej) papierowego malowidła panoramicznego 
poniżej zaś ręcznie malowana tapeta chinoiserie



 


& przykład ręcznie malowanego jedwabiu, jakim obijano ściany









Typowy, rokokowy flircik...

i jeszcze kilka inspiracji



 









Tu już przykład georgiańskiej "chińszczyzny" 
pocz. XIX w.













... i inicjatorka orientalizmu na dworze francuskim, Maria Antonina
oraz ulubiony przez nią jej portret z różą pędzla
Élisabeth-Louise Vigée-Le Brun 1783










 

sobota, 8 stycznia 2011

Srebrnego balu początek















Tim Walker &
Amalienburg - srebrne rokoko 
François de Cuvilliés







Wspominany już carrus navalis i ozdobna peruka Marii Antoniny. Warto nadmienić, że zawód perukarza w baroku był jednym z najbardziej pożądanych z uwagi na fakt, iż peruka była znakiem przynależności klasowej i to nie tylko ze względu na cenę. Prawo bowiem zabraniało tym "niegodnie" urodzonym posiadania peruki. Dlatego niektórzy, bardziej niepokorni wobec społecznych zakazównierzadko zapuszczali własne włosy tworząc quasi modne upięcia. Oczywiście bez porównania wobec dzieł, jakie opuszczały profesjonalną pracownię. Fenomen. Szczyt fantazji, próżności, dyskomfortu i kpin.



 







 















Pozostałe fotografie, Tim Walker, Lady Gray, Vogue marzec 2010