niedziela, 3 kwietnia 2011

Jestem sztuką





 
O Luisie Casati napisano już chyba wszystko, pokazano wszystko a z pewnością nie mniej niż ona sama robiła to za życia. Jednakże nie mogłam pominąć jej przy okazji Mediolanu, gdzie się urodziła, a skąd również pochodziła filmowa Emma Recchi w obrazie Jestem Miłością. I to właśnie Tilda Swinton, przeobrażona we włoską legendę w zeszłorocznym Acne Paper Sweden, wiedzie w temat dalej. W czasy dzikich i ekstrawaganckich przyjęć na jakich Marchesa lubiła obnosić się strojnie w towarzystwie ulubionych gepardów, a jej ekscentryczny styl życia inspirował ówczesnych artystów czy wręcz, twierdząc za samym D'Annunzio, zadziwiał.  Malował ją Boldini i John Singer Sargent, projektowli dla niej Fortuny i Poiret a ona jako pierwsza zaczęła nosić  suknie z weneckich koronek, 'balonowe' rękawy oraz zdobione biżuterią paski, na podobieństwo których wykonywano słynne obroże i smycze dla jej ulubionych chartów i gepardów. Z nimi to  naga, odziana jedynie w obfite płaszcze z futer, w noc i nie-noc pojawiała się na Placu św. Marka paradując wśród zszokowanych ludzi. Zapewne odpowiednik dzisiejszych sex-afer, choć nie wiem czy to jeszcze kogokolwiek szokuje. Mimo to ciekawe, co na to Lady Gaga?



 

Owa fontanna osobliwych wodotrysków została zaprojektowana przez 
Paula Poiret ok. 1920




Była podobna do stworzeń Michelangelo. Jej suknie żyły z jej ciałem jak proch z żarzącym się węglem. Pokazywała, jak prawdziwe jest to, że cały zachwyt związany ze sztuką to szaleństwo.

- Gabriele D’Annunzio


An Infinite Variety: The Life and Legend of the Marchesa Casati,
Scot D. Ryerson i Michael Vaccarino





 

Lady Gaga i Alexander Mcqueen 





Szkic kostiumu Królowej Nocy zaprojektowany dla Casati 
przez Leona Bakst'a






Ponownie strój projektu Paula Poiret



Przesadna, natarczywa, muza, celebrytka, niewątpliwie pionierka mody. Anima. Czyste uosobienie ponurej auto-demonicznej siły jaka  w czasach opium, dekadencji, fatalizmu stymulowała wyobraźnię wielu i w zasadzie to wspierało efekty,  za jakimi dziś stoi sztab ludzi i media. Trwoniąc majątek na pałace, dekoratorów, sztukę, stroje, bale, maskarady... kochanków też,  słowem na cały swój wykreowany na potrzeby kreacji image, umierała w biedzie. To był tragiczny koniec dla kogoś, kto stworzył siebie na  podobieństwo dzieła sztuki. Prototyp Lady Gagi, zjawisko lub jak nazwała Anna Wintour Germanotte:  największa pozerka (współczesnego) show-biznesu. Jakkolwiek Casati finansowała się sama, a potem gdy tonęła w długach finansowali ją przyjaciele i rodzina, tak w przypadku Gagi robią to fani, sponsorzy, management i media. Tak czy siak zauważam podobieństwo nie tylko w samozwańczym haśle, co deficycie osobowości na rzecz  kreacji-maski, jakie w przypadku Casati kosztowało ją znacznie więcej niż 25 mln dolarów długów (1957), w przypadku Gagi, no cóż, wszystko przed nią... w końcu trudno dziś uwierzyć, że nie ma niczego, czego wcześniej by świat nie powołał w samozgłębiającym się akcie kreacji i anihilacji swych 'dzieł'. Jakby constans: Show must go on.




 

Man Ray, Marchesa Casati, 1935 










Jeszcze produkt czy już dzieło?










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz