piątek, 11 stycznia 2013

W.E. Subiektywnie.







 




W zasadzie mogłabym włączyć ten film do serii "Stylowe kino", ale nie włączę. I nie dlatego, że nie ma w nim smaku, bo przecież sam temat zobowiązuje, ale z uwagi na słaby scenariusz.
Ten film to przede wszystkim MUZYKA w jakiej zginęła cała mglista fabuła, a jakiej wątkom - zupełnie niepotrzebnie - nadano nieautentycznej głębi, sprowadzając podstawowy jej motyw chyba wyłącznie do jednego stwierdzenia:  nie co stracił książę żeniąc się z rozwódką, ale co straciła Wallis, wychodząc za Edwarda? W odpowiedzi - jeden list księżnej, w zasadzie jedno jej zdanie jakie może umknąć zbyt zasłuchanym w Korzeniowskiego lub zapatrzonym w wystrój paryskiej willi Windsorów przy 4 route du Champ d'Entraînementa. Tyle z nowatorstwa tematu.
I natychmiast pojawia się kolejne pytanie: czy wraz z aukcją jej biżuterii i przedmiotów zorganizowanej w czasie powstawania produkcji to wystarczający temat na film?




Andrea Riseborough jako Wallis Simpson




Obawiam się, że nie. Nie ma tu nic z wielkości: ani romansu, ani bohaterów, ani patyny. Jest natomiast ulubiony przez modowe magazyny glam opakowany w naiwne bajki o miłości, z jakich sama Madonna chyba nie bardzo chce się obudzić. No i wyszedł z tego trochę taki "infantylny klip", jaki rozmazał intensywność postaci Wallis, sprowadzając ich romans do sukienki Elsy Schiaparelli, biżuterii Cartiera, jak zawsze przyjemnej atmosfery aukcji Sotheby's i sporej ilości kryształowych kieliszków z jakich bohaterowie sączą wyborne trunki praktycznie non stop. I to jedyne autentyczne walory tego filmu, które pozwalały mi zapomnieć na chwilę o reżyserce i o tym, że przecież nie miałam wobec niej zbyt wielkich oczekiwań. Odgłos cienkiego szkła od czasu do czasu wprowadzał mnie więc lekko w atmosferę vintage, diamentowych spinek, klipsów, karnetów i sygnowanych liścików.




               
             
   
                                                                                      



Tak więc - muzyka i szampan. To wszystko na co ma się ochotę po obejrzeniu tego filmu. A w tle jak w tytule - ONI. I emocjonalnie zagubiona w świecie ideałów swojej matki i babki - enigmatyczna Wally. Ad hoc.
Praktycznym niewątpliwie powodem, dla jakiego ten film mogą obejrzeć również panowie jest okazja by dowiedzieć się -  jak np. ciekawie ofiarować kobietom prezenty, bo o wartości decyduje już osobista inwencja, gust partnerek i budżet. Tym ten film niewątpliwie inspiruje z całą swą estetyką i oczywiście w domyśle - historią romansu jakim żył świat przed 80 laty.











W.E. (2011) reż. Madonna
więcej o Wallis pisałam: tu






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz