niedziela, 29 września 2013

Mit







o pięknym Adonisie, który porzucił Afrodytę dla Persefony.
Dzik go nie zabił, nie musiał gdyż w rozpaczy, że piękno ją opuszcza, 
to ta pierwsza rzuciła się na jego kieł, w darze ostatnim zostawiając młodzieńcowi otwarte drzwi 
pomiędzy tym, co znane i tym, co nieznane oraz tęsknotę, której nigdy nie zaspokoi.












piątek, 27 września 2013

Dlaczego obejrzę ten film?


Policzmy:
1. październik 1971 -  pionierski spektakl w reżyserii Adriana Mabena. Starożytne ruiny ścierają się z muzycznym progresem w amfiteatrze Pompejów, a bohater główny gra bez publiczności. Symbolicznie, albowiem miasto od stuleci nie jest nawet katakumbą.
Pink Floyd Live - paradoksy życia i śmierci. Poza tym nie ma mnie jeszcze na świecie.

2. Gdy to oglądnę ponad dekadę potem, zatrzymam VHS na ludzkich odlewach Fiorellego - wtedy jeszcze bez świadomości, że to tylko gips. Klatka stop.

3. Lekcja geografii i kilka slajdów kolegi z wakacji, potem album i myśl: muszę tam być.

4. Jestem. 5 lat potem. Mam 17 lat i nikt jeszcze nie słyszał o Euro, więc za bilet płacę 10.000 Lirów (okey, płaci mama). "Ostatnie dni Pompejów" są już dwa razy za mną, włącznie z serialem na ich podstawie z uroczą Lesley-Anne Down. Od tej chwili mam natchnienie na regres we wszystko, co pompejańskie. Do bólu, przez kolejne 10 lat. Przez Stabie po Ercolano, które los spotkał o wiele gorszy bo nie popioły, nie rozżarzone skały, lecz piroklastyczna chmura a na koniec gorące błoto zmiata dosłownie wszystko.

5. Dokumentalny program kilka lat potem na jakimś włoskim kanale - rekonstruują starożytne miasto, którego położenie erupcja zmienia dramatycznie -  dziś jest w głębi lądu, wtedy - 1km od morza, nad zatoką, do jakiej spływały winnice i bujne ogrody. Na skałach w słońcu połyskiwały marmurowe wille, a z rozległych tarasów można było, jak dziś, podziwiać przestrzeń widoków rozległego morza Tyrreńskiej Zatoki. W cieniu Wezuwiusza, który stale mruczy. Mruczy wciąż w świadomości Włochów, którzy żyją legendą zagłady Apenińskiego Półwyspu, jaki tyle razy się zmieniał... Tyle miast zostawił pod wodą, pod ziemią, pod sobą.

6. Konsekwentnie wracam z ostatnią płytą The Division Bell. Trochę na przekór krytyce Tomka Beksińskiego, no ale Jego już dzisiaj nie ma. Nadal pasuje, pomyślałam i postanowiłam wrócić znów.

7. Wakacje po latach i po studiach. Map już nie potrzebuję. Nie ma muzyki. Tłum coraz większy, jakby z każdym rokiem nachalniej czegoś szukał. Szukają, odpowiada Maria Rosaria, siebie szukają. Snują się w amnezji jak cienie zmarłych tu przed wiekami w obłędzie nagłej śmierci i ciągłych powrotów nie rozumiejąc, że to już nie życie, lecz cmentarz. I, że pamięć powoli zaczyna przypominać starożytne widowisko podtrzymywane przez histerię archeologii.
Więcej nie wrócę.










*

Śmierć przemieniona w muzykę - starożytność w atrakcję - cmentarze w muzeum. Ostatnie dni Pompejów po raz ostatni. To nie będzie Gladiator bo też i nie jest to Ridley Scott. Ale będzie z pewnością osobistym podsumowaniem podróży w czasie, z której nie kilka wspomnień pozostaje, książek i fotografii kilka, lecz właśnie muzyka. Kto wie, może po to zginęli?

Przy tej okazji warto odnotować obecność Stevena Wilsona, którego utwór z najnowszej płyty pojawia się właśnie w tym filmie.Tego Wilsona, którego Porcupine Tree na samym początku tak bardzo przypominał brzmienia Pink Floyd i w Pastelowym Odcieniu Rocka było tego dużo. Nie pytam, co na to Beksiński bo przecież Jego już nie ma.







środa, 25 września 2013

Gdzie warto tej jesieni być







Portret Jeanne de Marigny przypisywany Charlesowi Beaubrun i jego kuzynowi - Henry'emu,
Paryż, ok.1650-60 © Victoria and Albert Museum w Londynie



Jako, że życie pereł trafiło właśnie pod lupę V&A Museum, a i z pięknej zapowiedzi The Jewlery Editor nie wynika nic innego jak stwierdzenie: tam teraz mnie brakuje, pomyślałam, że z rozkoszą się teleportuję do londyńskiego Kensington. Wystawa jaka powstała we współpracy z Qatar Museums Authority, wspólnie jesień tę celebruje piękną retrospekcją do czasów jej odkryć, fascynacji i pierwszych kolekcji, by następnie zaprezentować współczesne projekty i detale.



Muszle były czczone jako cudowne stworzenia natury i cenione z uwagi na ich dekoracyjny charakter. Wskutek globalnych eksploracji z entuzjazmem tworzono ich kolekcje a rzadkie skarby z egzotycznych krain prezentowano w gabinetach osobliwości ku powszechnemu zachwytowi. W późniejszym czasie nastąpił wzrost zainteresowania muszlami przez świat nauki, co zostało odnotowane w bogato ilustrowanych tomach.
W ostatnich latach przedmiotem analizy naukowej była sama perła oraz jej powstawanie. Zdjęcia rentgenowskie ujawniły naturalny sposób w jaki powstaje perła słonowodna przez wtargnięcie do wewnętrznej powłoki muszli - organu jaki wytwarza macicę perłową - pasożyta takiego jak robak lub kawałek gąbki. Komórka wówczas wypiera go tworząc torbiel, nad którą rośnie masa perłowa. 








Muszla Abalone z perłą Mabe w kształcie robaka
Nowa Zelandia © Christian Creutz



Wystawa potrwa do stycznia 2014 r., więc jest szansa, że zdążę.

więcej o perłach pisałam tu






poniedziałek, 23 września 2013

niedziela, 22 września 2013

piątek, 20 września 2013

Stylowe kino



Podtrzymując atmosferę angielskiej klasyki, nie mogłabym nie zatrzymać się tam, gdzie czuć ją najbardziej - zaczynając od Howards End a dopełniając właśnie tu - w Darlington Hall. Ale to nie wszystko. Jest bowiem wspaniały duet, jaki wpleciony w architekturę, plener i sentymentalną fabułę, bez mrugnięcia okiem mógłby być autentycznym wątkiem wpisanym w mury jednej z tych rezydencji bardziej niż w powieść Kazuo Ishigury. Okruchy dnia, okruchy życia. Wspomnienia.
Ale to nie wszystko. Fikcyjny Darlington Hall to w istocie kompilacja kilku rezydencji, jakie wykorzystano w filmie, kilku z najwspanialszych a zarazem najmniej dotychczas udostępnianych publice.








Dzięki tym kadrom ta fasada staje się wizytówką filmu -



 



Dyrham Park. Wspomniany już dom Lorda Darlingtona oficjalnie należy do National Trust i podziwiać go możemy również w scenie polowania oraz ... ponad dekadę później w "Australii" z Nicole Kidman, ale to już inna historia.




Biblioteka,



konferencja w Galerii Obrazów,




jadalnia, sypialnia oraz pokoje przechodnie






to średniowieczny w zrębie, Corsham Court - znany ze swej kolekcji obrazów jaką w 1757 r. stworzył na bazie kilku płócien wuja - Sir Paula Methuena, dyplomaty i członka parlamentu - Paul Methuen. Van Dyck, Rubens, Reni... dziedzictwo Satrych Mistrzów nadal pokrywa ściany Galerii Obrazów w niezmienionych od XVIII w. aranżacjach a nawet ramach. Rezydencja w dalszym ciągu jest domem potomków - Jamesa Methuen-Campbella z ósmego pokolenia Methuensów - Barona Methuen.





Spotkania w holu




 w niedostępnym do odwiedzin Badminton House

fot. Country Life


oraz





w Powderham Castle, który poza rokokową sztukaterią, zdobią imponujące,
 mahoniowe schody z 1755 r.










W 1788 r. James Wyatt projektuje Pokój Muzyczny dla ówczesnego 3 Hrabiego Devon,
Williama Courtenaya. To tutaj, w trakcie wizyty Nazistów, Stevens spotyka się
z chrześniakiem Lorda Darlingtona, Cardinalem









i również tutaj, w ostatniej scenie wpada gołąb, którego Stevens wypuści 
 niejako symbolicznie godząc się z niespełnioną przeszłością.




Czy to wszystko?
W długą historię zamku, o jakim źródła wspominają już w 1066 r. rodzina Courtenay wpisze się dopiero w XIV w. Na moment stracą go w trakcie Angielskiej Wojny Domowej, podczas której zniszczeniu ulegnie większość założenia. Po tym okresie, świetność odzyska dopiero w 1700 r. pod patronatem 2 Baroneta, Williama Courtenaya, który zasadniczo ukształtuje jego obecny wystrój. Zamek do publicznego zwiedzania udostępniono w 1959 r. po adaptacji północnego skrzydła do celów mieszkalnych dla rodziny ówczesnego 17 Hrabiego, Christophera. Obiekt w dalszym ciągu jest użytkowany i zarządzany przez potomka, Hugh obecnego Hrabiego Devon oraz jego żonę Dianę a możliwość jego odwiedzin jest sezonowa.
Sir Philip Courtenay
Sir Philip Courtenay
Sir Philip Courtenay

Podróż sentymentalna i przedwojennej Anglii świat w okruchach. Świat oziębły, wyniosły a zarazem piękny i wolny od nadmiaru emocji, jakie zastępowała mu sztuka. Świat zamknięty i nastrojowo skompilowany przez Jamesa Ivory - z całym jego umiłowaniem do autentycznych detali - film wspaniały. Od 20 lat niezmiennie.

I to chyba wszystko.

 Okruchy dnia, 1993, reżyseria James Ivory

więcej:
tu


poniedziałek, 16 września 2013

czwartek, 5 września 2013

Tam gdzie kończy się lato








Lady Ottoline Morrell sfotografowana przez męża, Philipa Edwarda, 1910

National Portret Gallery


Ogrody jakie kochamy...