poniedziałek, 14 lutego 2011

World art & life

SZATY KRÓLA






Z jedwabnego szlaku skaczemy do Wersalu. Osobliwie, ale nie bez powiązań, choć to właśnie 'skojarzenie' ostatniego lata wzbiło się niczym tsunami nad Paryżem i doszło falą nawet do samej Japonii. Manga, kontrowersyjny hit  Château ostatniego sezonu. I choć już w zasadzie po wszystkim (12 grudnia był oficjalny koniec wystawy), niesmak pozostał. Sam autor, Takashi Murakami, był zarówno próbą powtórzenia sukcesu wcześniejszych dwóch edycji jak i, jeśli nie przede wszytkim, kontynuacją 'otwartości' Wersalu na światową sztukę w myśl idei Ludwika XIV. Króla, co Francję wzniósł i uczynił z niej jedyny ówcześnie w świecie salon sztuk, manier i mody, sam czynnie kreując, ot chociażby balet i sam czynnie wspierając sproszonych na dwór licznych artystów. Le Roi danse, Le Roi Soleil.









Okey, ale co wspólnego ma japońska, akrylowa manga z Ludwikiem?  I czemu więcej niż z  Lascaux, z Pompejami czy Doliną Królów? No i w ogóle - manga. ? Wydaje się, że na tym etapie najmniej już chodzi o komunikacje przeszłości z teraźniejszością (jakikolwiek poziom zależności sobie obierzemy), pomimo całej ikonografii każdej z prezentowanych rzeźb i sporej popularności mangi we Francji. Najwyraźniej przeinterpretowano kulturowe związki w zakresie już nie tylko królewskiej idei, co samej sztuki wykluczając zasadniczy dla Europy czynnik: autentyczne emocje, pasję, namiętność. Pomimo wszelkiej fascynacji Zachodem, zdaje się to być niedoścignionym dla przeciętnego Japończyka atrybutem sztuki jeśli w ogóle nie całej naszej kultury tak masowo naśladowanej, stąd może nie tyle owo ekstremalne faux pa, co ogólnie artystyczny dysonans. Samą kontrowersję uznać można raczej za skutek uboczny choć nie wykluczone, że dobrze zapoznany i obyty z Zachodem Murakami świadomie z niej korzysta.  Nie wiem. Tak czy siak opinia publiczna mimo głosów "za" sponiewierała pomysł, choć nie zdołała mimo protestów (nawet oficjalnych ze strony Japończyków) zapobiec wystawie. Sami potomkowie króla, w tym książę Charles-Emmanuel de Bourbon-Parme nie kryli, delikatnie mówiąc, dyskomfortu i jako dziedzice przeszłości, genetyczni spadkobiercy owej 'otwartości' w prostej linii jawnie zbanowali ofertę Japończyka. Duch i historia kontra beznamiętność. Lepiej nie wiedzieć, co na to sam Ludwik Słońce XIV, choć ciekawostką byłoby gdyby sprowadzony na jego dwór Jean Baptiste Lully okazał się wówczas tym, kim dziś dla opinii Murakami...  Lully a może bardziej naśmiewczy Molier...?  No tak, ale czy dziś słuchając pierwszego, a czytając drugiego mamy poczucie absurdu?  :)

















Takashi Murakami 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz