W barokowym wąwozie naprzeciwko stał tyłem odwrócony nieznajomy gość.
Jego rudy frak na rudej i słonecznej ziemi odcinał się tylko wielkim rysunkiem intensywnie różowych peonii. A bukiet dublowała natura, tuż przed
nim jakby niewidzialnym pędzlem malarz właśnie zrobił na jego plecach
ich kopię. Może chciał mi ją pokazać? Zdumiona zaspokajałam się tym widokiem przez chwilę. Potem dynamiczne flory przeszły w jasne impresje letniego popołudnia belle
epoque. Bielą wetkniętych w kryształy bukietów spokój dopełniał się ruchem gładkich firanek. Stare ogrody, dzikie kwiaty, organzy. Budząc się
więc w ich aurze i w słońcu, w mokry i ponury październikowy poranek
doświadczyłam po chwili tragicznego dysonansu. Tylko rude barwy i magenta przedarłszy się w jesień kroplą niezwykłą rozlały się w niej fantastycznie, barokiem inspirując dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz