piątek, 10 grudnia 2010

W stronę paradoksu



Tymczasem w landzie fantasy czas w różne strony płynie jak spaghetti, które z talerza pochłania Wielka Iludere, by potem garść kolorowych monet rozrzucić na czarno-białe posadzki i odbić w nich swą wieloznaczność. Skręca następnie w różnorodne spirale i umyka nago w tańcu, zostawiając za sobą wzór odbity w tkaninach świątecznego balu. Nie ma nic na niby, dodaje muskając kolorowym piórem na odchodne, nie ma też na serio. Przepływają przez lustra pary chwil, umykają w splotach przemienione pocałunki Słońca, jeden za drugim, bal za balem.
I choć czas przyspieszył ku środkowi już dawno, kilkakrotnie przesuwając atomowy zegar, w burzy zimowego dnia leniwie po niebie wloką się pierzaste impresje aż czerwone usta obłoków domkną ten dzień przed wieczorem. Spod brokatu szat grudniowej szopki wyciągnęłam marokański frędzel i dopięłam do klucza. W paryskim błękicie, oczywiście, na wszelki wypadek.








1 komentarz:

Anna pisze...

fantazja...

Prześlij komentarz