poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pinot Noir 007


Z Jamesem Bondem spotkałam się w swoim życiu raz. Nie przedstawił się, nie musiał. 
To było w Saillon, w winnicy Farinet, osławionej z uwagi na swoją nazwę jako, że pochodzi od szwajcarskiego "Robin Hooda" - Samuela Farinet.





Gdy GO zobaczyłam, pomyślałam: Bosko! Oby to był Goldfinger...








wiecie, Alpy, te sprawy....










 ale nie.

 




 


To nie był Goldfinger :(






Z konieczności atrakcji, wracam więc do Samuela, też słynął z wdzięków, którymi łamał serca miejscowych dziewek, ale która nie lubi łobuzów? Lokalny bohater, banita, przemytnik i fałszerz monet. Nie okradał bogatych, lecz swój spryt i nieuchwytność wykorzystał w produkcji pieniędzy, w piwnicy jednej z kamienic średniowiecznego Saillon gdzie osiadł, a które następnie rozdawał miejscowej ludności. Rzec by można - filantrop.
100 lat po jego śmierci - prawdopodobnie zabójstwie na zlecenie, bo jaki rząd tolerować będzie taką filantropię - gdy w 1980 r. degustując miejscowe trunki w tej samej piwnicy spotka się ze swoimi przyjaciółmi Pascal Thurre (szwajcarski dziennikarz), zrodzi się pomysł stworzenia najmniejszej winnicy na świecie, z której dochód będzie przeznaczony na pomoc dzieciom z całego świata. Zaiste, będąc pod wpływem - zwłaszcza w otoczeniu gór wysokich - ludzie są wszechmocni, ale to nie był żart. Idea przetrwała i dziś Farinet z trzech szczepów rokrocznie produkuje przy wsparciu okolicznych winnic 1000 butelek, a ich sprzedaż (od 350-750 $ za butelkę, nie licząc egzemplarzy aukcyjnych) tylko w minimalnej części pokrywa jej utrzymanie. Pozostały dochód przeznaczony jest na cele humanitarne. Każdy z etapów prac, skrzętnie monitorowany ściąga wolontariuszy z całego świata - od przedstawicieli królewskich rodzin, arystokracji, kultury i show biznesu aż po gwiazdy sportu. Ich nazwiska wypisane na tabliczkach przy każdym krzewie dokumentują ich pracę i jest to iście pamiątkowa księga. Jamesa Bonda na szczycie Farinet upamiętnił Roger Moore. Po sąsiedzku zresztą jako, że w Gstaad ma swój dom.
Widok ich sponiewieranych pracą rąk to nie tylko atrakcja, ale przede wszystkim symbol Valais i ludzkiej bezinteresowności, do jakiej cały czas dąży Thurre.
Thurre... a może obecny tu wciąż duch Samuela?
Alpy są pełne dziwnych zjawisk, wierzcie mi, do dziś paru z nich nie pojęłam, konsternację zostawiając w majestacie Doliny albowiem zabrakło racjonalnych argumentów. Magiczne miejsce, magiczne...





Joseph-Samuel Farinet







zdjęcie Jamesa Bonda: VF








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz