Tam, gdzie dotyk pustyni powstrzymuje mocne uderzenie wiatru znad Atlantyku, na granicy dwóch kultur, od czasów francuskiego protektoratu pojawiła się mekka poszukiwaczy światła i barw, wolności i przygód, inspiracji i miłości zapisanej w zapachu palonej ambry, różanej herbaty i imbiru. Maroko - brama Afryki. U podnóża gór Atlasu, tu, w tle odwiedzin zawsze rzucają się plamy ostrych kolorów Matissa, drżą impresje Johna Singer Sargenta, a z innej strony dostojnie spogląda na nas Lisa Fonssagrives - miłość Irvinga Penna, choć to jeden z wielu tematów, jakie fotograf podejmował podczas podróży do Marrakeszu. Uwodzicielski urok miasta rzucił na kolana wielu, by wymienić Josephin Baker, Winstona Churchilla, Georg'a Orwella, Briana Jonesa, Marelle i Gianiego Agnellich ... aż w końcu odkryje go i uczyni z niego swój drugi dom - Yves St. Laurent wraz ze swoim partnerem, Pierre'em Bergé.
Kto jeszcze?
i moja miłość do wzorów
Full of Love
Z kolekcji miłości
"bo celem jest piękno"
Miłość wielka, miłość szalona.
Pasja ~ kreacja ~ manifestacja. Radosna i twórcza natura St. Laurenta utrwalona w listach i kartach z życzeniami dla bliskich i klientów na każdy rok, w przyporządkowanej mu stylistyce, estetycznym kanonom, które różniło wszystko, a łączyło jedno słowo: "Love". Bo, jak mawiał Yves, miłość to inspiracja i uczta dla umysłu oraz serca. W końcu to dzięki niej wzniósł się na "szczyt swojej własnej kreatywności i twórczego spełnienia" i dzięki niej, choć z bólem, wycofał ze świata mody w chwili, gdy coraz bardziej zaczął w niego wkraczać biznes i handlowcy.
Dla St. Laurenta, który dorastał w Oran w Algierii, Maroko było sygnałem powrotu do korzeni i pierwotnej natury Afryki, zarówno w pracy jak i w kolekcjonerskiej pasji. Poza tym, wolny od tłumów Marrakesz dał mu upragnioną anonimowość, przestrzeń i twórczą wolność. Tu - podobnie jak niegdyś w Tangerze Matisse - poszukiwał natchnienia, rozpoczynając dialog z "kobietą nowoczesną", jak sam powie o swojej Afrykańskiej Kolekcji z 1967 r., którą stworzy już pod wpływem Maroka. Lecz zanim na dobre ogarnie go dzięki inspiracji światłem i kolorami Marrakeszu "zuchwały jego mix i żar pomysłów" i zanim dotrze do oazy Mojorelle, gdzie spod presji kolejnych kolekcji leczyć się będzie z uzależnienia od alkoholu i narkotyków, wraz z Bergé nabędą w Medynie swój pierwszy dom - Dar El-Hansh, zwany domem węża. Potem będzie drugi - Dar es Saada, w którym spedzą 7 szczęśliwych lat, a jaki dziś stanowi luksusowy pensjonat o przemiłej nazwie "House of Luck".
fot. Ivan Terestchenko
Evoking Africa
Akustyka miłości
Zanim jednak to wszystko... w Paryżu umiera Jacques Majorelle, francuski malarz, który w Marrakeszu mieszkał do 1947 r. Miłość do tego miejsca, jaką zapałał wraz z chwilą przybycia tu niespełna 30 lat wcześniej, powiodła go w stronę gaju palmowego na obrzeżach Medyny, który zakupił by w latach 30-tych postawić tam wille inspirowaną marokańską tradycją i studio w stylu art deco, projektu Paula Sinoir. Kochając botanikę, stworzył tu z czasem nie tyle ogród, co żywe dzieło sztuki, założone wokół centralnego basenu z kolonią rzadkich roślin z całego świata: od palm, juk i kaktusów po jaśminy, datury, cyprysy i bugenwille. Jak w kompozycji swoich obrazów, kontrasty staną się podstawą wymiany gatunków między światłem a cieniem, wplatając w całość ścieżki, pergole, fontanny, ceramikę, a z czasem kolory. I to one, a w szczególności stworzona przez niego i zastrzeżona znakiem towarowym ultramaryna studia, zwana później "błękitem Majorelle" była "wołaniem Afryki", intensywnie, boleśnie wręcz, odbijając od soczystej zieleni otoczenia. W słońcu oczy doznają tutaj tego, czego język, żując płatki świeżego imbiru - profilaktycznie rzecz jasna, po wszystkim, czego się kosztuje w tutejszej kuchni - ożywczego pieczenia. Ta akustyka zmysłów jest prawdziwym dziełem, gdzie mozaiki Matissa mieszają się z naturą, a wieczór wplata w nie odgłosy dzikiej fauny i delikatny zapach cytrusów.
Sława ogrodu Jacques'a Majorelle z czasem przerosła jego malarstwo i niewątpliwą zasługą tego jest fakt, że w Marrakeszu pojawili się Yves i Pierre. Po wypadku w 1947 r. malarz na zawsze opuścił swoją oazę, którą wcześniej udostępnił publiczności. Pod koniec życia zmuszony sprzedać ogród, skazał go na powolny upadek, opuszczony, zaniedbany i bezimienny, wart drahmę za wstęp. Na dodatek plany zagospodarowania w latach 80-tych zakładały przeprojektowanie go na hotel i gdy Pierre oraz Yves zainspirowani opowieścią znajomego developera o oazie Majorelle dowiedzą się, że ma zniknąć, rozpoczną tak skuteczne lobbowanie urzędników, iż w końcu nabędą ją z rokiem 1980.
W niebieskozielonym ogrodzie ziemskich rozkoszy...
"kwiaty" są kaftanem kiełkującym w morelowy aksamit,
róż bugenwilli lub pawi turkus - Suzy Menkes o inspiracjach YSL
Zarówno ogród, jak i wnętrza budynków zostaną w całości odrestaurowane i od tego czasu zwać się będą Willą Oasis, ogrody zaś - na cześć twórcy - Majorelle. Orientalny smak wnętrz willi to zasługa Billa Willisa, niezwykle wpływowego w latach 70 i 80-tych dekoratora i projektanta z Tangeru, popularnego w kręgach zamożnej arystokracji i socjety o podobnym stylu, by wymienić Rothchildów, Gettych i Angellich. Był to drugi po Dar es Saada odnowiony i urządzony przez niego dom dla Lurenta i Bergé, w którym tradycję Islamu zmiksował z XIX-wiecznym i nieco młodszym orientem.
Berberyjka, Jacques Majorelle
Bliskie ich sercu Majorelle stanie się ostatnim przystankiem Afryki, jaki dzielić będą z Paryżem aż do śmieci Saint Laurenta w 2008 r., którego prochy spoczną w różanym ogrodzie Villi Oasis. Wzniesiony w tym miejscu relikt rzymskiej kolumny przywieziony z Tangeru, upamiętnia inskrypcją drogę artystów, którzy stale żyją... w niebieskozielonym ogrodzie ziemskich rozkoszy.
Ogromny splendor, którego harmonię zaaranżowałem... Ten ogród jest zadaniem wielkiej wagi, któremu oddaję się w całości. To zabierze mi ostatnie lata aż upadnę wyczerpany pod jego gałęziami po tym,jak oddałem mu całą swoją miłość.
- Jacques Majorelle
-with love s.
więcej:
Robert Murphy, The Private World of Yves Saint Laurent & Pierre Berge
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz