czwartek, 12 sierpnia 2010

Ogród pokoi niespodzianek



To miejsce jest dżunglą piękna. Nie mogę mieć nadziei na to, że opiszę to słowami, 
w rzeczy samej to niemożliwe by odtworzyć kształt, kolor, głębię, styl tego ogrodu 
za pośrednictwem tak ubogiego środka jakim jest proza. 

Vita Sackvill-West









W rzeczy samej. Dlatego wymądrzać się nie ma co, trzeba tam pojechać i wszystko zobaczyć.
Hidcote Manor Garden, enklawa angielskiej wspaniałości tym razem wyłania się z męskiej duszy, uporządkowanej i zgoła świadomej na tyle, by wzór swoich wizji powielić, odbić w mniejszych założeniach, w jakich zwykł pan ów zaskakiwać swoich gości niespodzianką. To raz basen, a raz fontanna, kręcone schodki tu, statua tam, raz egzotyczny kwiat a raz wraz z nim cały krzew. No i święte rośliny, co to im może te wszystkie wizje zawdzięczał. Labirynty zabawy ułożone z pasji do roślin i podróży.
Dusza męska, magiczna i na dodatek nie angielska bo we Francji powołana z amerykańskich ciał i krwi. Lawrence Johnston, który ogrodnikiem stał się... w międzyczasie i ponoć tak umiłował Anglię, jak donoszą niektóre źródła, ze nawet walczył pod jej flagą w wojnie, co to 1th wówczas była. I kto by pomyślał, że to „dzięki” niej wyczaruje z angielskich ogród najbardziej angielski? Swój spektakularny, zimowy matrix kreował przez 41 lat począwszy od 1907 r.
Potem, jak to z duszą męską bywa, oddał ją innej kosmologii zieleni w Sierre de la Madone, ale cóż się dziwić, słońce Riwiery jest jak syreni song, raz zadźwięczy, zagrzeje, zakołysze egzotyką i po ... ogrodach ...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz