Powoli cofamy się w czasie. Mijamy Monk’s House i zaglądamy do Nymans, ale też tylko przelotem bo i opowieść nie o tem. Tu się tylko nastroimy wiktoriańskim klimatem, nim Jane dopiecze dla nas swoją szarlotkę i ruszamy dalej. Przedsmak stylu już był a zdarzyło się to w "Pokucie" i to świetna okazja by wątek pociągnąć dalej. Nie o biel klifów mi chodzi a o Stokesay Court.Tam bowiem, na rozległych terenach falistego South Shropshire, późno-wiktoriański dwór staje się miejscem gdzie nasi kochankowie toczą flirty nim fabula wyjdzie poza jego mury i rozkręci się na dobre, wiodąc szklanym okiem i zamysłem reżysera ku podnóżom kredowych wzgórz. Warto przy tej okazji wspomnieć o niezwykłym incydencie. Cała bowiem produkcja i ekipa filmowa Joe Wright’a, weszła w obiekt krótko mówiąc „martwy”. Scenografka, Sarah Greenwood, wypatrzyła go w jakimś kolorowym magazynie wnętrzarskim w czasie gdy jego dozorczyni Ms. Magnus „głośno”marzyła o tym jak dom jej przodków staje się żywym muzeum dzięki telewizyjno-filmowym produkcjom (a przez to inwestycjom, rzecz jasna). Jej marzenia spełniły się kilka lat potem i dwór na kilka tygodni stał się żywą scenografią. Wnętrza do okoliczności filmu, tj. 1935 r., zespół Greenwood przygotowywał siedem tygodni, w koszty wrzucając przede wszystkim restauracje słynnych dębowych paneli z holu centralnego, galerii i holu wejściowego, mebli, stolarek ... Przywrócony do życia na poczet filmu i akcji dwór, można dziś podziwiać zwiedzając tropem „pokutników” i cofając aż do początków założenia, czyli małego kamiennego domu z połowy XIX w. jaki przedsiębiorczy John Derby-Allcroft powierzył po jego nabyciu nowoczesności. I tu wkracza Ms. Magnus, przewodniczka i opiekunka posiadłości, jakiej misja i pasja miejscem z przeszłości już wymiecionym sprowadza ją na powrót, utrwalając w wizytach fanów stop-klatki i historii. Och! Życzyć sobie tylko takich „inwestorów” (i takiej reklamy). To wręcz niesłychane jakim budżetem operują zachodnie produkcje, jaką świadomością i poświęceniem dla odtworzenia detali powieści i w końcu biznesowym instynktem. Dla naszego rodzimego rynku, nieruchomości historycznych zwłaszcza, to zupełnie inna czasoprzestrzeń by nie rzec - rodzaj gwiezdnych wojen, więc damit schluss i lecimy dalej.
Ms. Magnus, inicjatorka zagospodarowania nieruchomości a zarazem
jej przewodniczka
1 komentarz:
Cudowne opisy historii ludzi i ich ogrodów. Z przyjemnością czytałam i zachwyciłam się. też kocham angielskie ogrody, ich tajemniczość i zaskakujące ciche miejsca, których z perspektywy nie widać , a pojawiają się przed naszymi oczami po przekroczeniu jakiegoś progu coś na zasadzie pokoi. Fenomenalne, romantyczne, piękne.
Od 30 lat kocham się w angielskich ogrodach, sama stworzyłam swój 1,5 ha (tylko mąż do pomocy)na modłę tych , które oglądałam w Anglii.
Prześlij komentarz